Czy zdarzyło się Wam zupełnie i całkowicie zafascynować fasonem ubrania znalezionym w Internecie czy magazynach krawieckich? A po słowach – to moje absolutne must have wszystkich kolejnych sezonów! – gorączkowo biec do sklepu z tkaninami, albo wygrzebać z szafy tzw. metr na później i rzucić się w wir szycia podtrzymywany początkowym entuzjazmem?
No cóż, mi się zdarzyło.
W trakcie szycia mój entuzjazm jednak słabł z powodu kolejnych cosiów zaskakujących mnie w trakcie krojenia i szycia. Zwieńczeniem dzieła jednak był efekt na tyle niezadowalający, że gotowy projekt wylądował gdzieś pomiędzy innymi ubraniami z przyszytą łatką na pewno znajdzie się okazja, żeby w tym wyjść. Z czasem nauczyłam się, że to zdanie jest swoistego rodzaju wyrokiem – wiem, że tam jesteś, pamiętam towarzyszącą tworzeniu euforię, ale coś między nami nie zaiskrzyło. Wyrzucić żal, a włożyć jakby nie ma do czego.
Z czasem udało mi się zapanować nad owczym pędem i niepohamowanym entuzjazmem. Wybierając odpowiedni wykrój doczytuję informację z jakich tkanin najlepiej jest uszyć daną rzecz. Czy jest to ważne? Powiedziałabym, że dosyć kluczowe. Nie chodzi o to, by ślepo kopiować te same materiały i wzory, ale bardzo dokładnie zastanowić się czy struktura tkaniny, sposób jej ułożenia, marszczenia, przezroczystość, sztywność czy grubość nie spowoduje efektu, którego nie będziemy chciały osiągnąć. Na przykład z cienkiej wiskozy nie zrobimy sztywno stojących bufek w rękawach, natomiast z żakardu spódnica nie będzie lejąco układać się w marszczeniach, za to świetnie nada się na rozkloszowaną spódnicę, bez konieczności podkładania pod nią halki. Jeżeli planujemy uszyć letnią sukienkę z cienkiej bawełny czy wiskozy, trzeba zdać sobie sprawę, że tkanina może prześwitywać i konieczne będzie dodanie do niej spodniej warstwy.
Gotowe wykroje mają już wliczone dodatkowe centymetry zapasu zgodnie z przeznaczeniem ubioru. Jeżeli wykrój powstał specjalnie dla wełnianego płaszcza to wszystkie parametry są dopasowane tak, aby w danym rozmiarze była możliwość ubrania się pod spód. Warto mieć z tyłu głowy taką informację, bo możemy się mocno zdziwić kiedy nagle coś zacznie na nas wisieć, albo w nowym płaszczu nie zegniemy ręki w łokciu.
Warto zwrócić uwagę na to, kto na zdjęciu prezentuje ubranie. Przeważnie są to bardzo szczupłe modelki, na których wszystko leży idealnie (zapewne za zasługą programów graficznych, szpilek i agrafek). W rzeczywistym świecie, kobiety mają kształty, które warto uwzględnić przy doborze nie tylko wykrojów, ale również tkanin. Czasem dla sprawdzenia danego fasonu warto skoczyć do sklepu i przymierzyć podobny, gotowy produkt. Może się nagle okazać, że do tego fasonu jesteśmy za niskie, falbany dodają nam siedem kilo, a specyficzny kształt kołnierzyka sprawia, że wyglądamy jak własna podstarzała ciotka.
W takim razie po co mi szkic?
Szkic rozumiany nie tylko jako rysunek, ale przemyślany scenariusz szycia, który daje nam przypuszczalną przewidywalność tego, co powstanie po uszyciu. Szkic można układać na manekinie (w postaci papierowej lub materiałowej) albo sprawdzić tkaninę jeszcze przed zakupem, jak się układa i czy zachowa się tak jak potrzebujemy. Możemy wzorować się na wielkich artystach malarzach, którzy przed stworzeniem wielkiego dzieła wykonywali nawet kilkanaście szkiców. Następnie przenosili szkice na płótno równocześnie rozkładając zaplanowane wcześniej miejsca blasków i cieni. Warto wykorzystywać stare i sprawdzone sposoby, które sprawdzały się w praktyce przez wiele tysiącleci.
Podsumowując – przed szyciem szkicujmy! Znajdźmy najwygodniejszą dla nas formę i szyjmy ubrania, z którymi nie będziemy chciały się rozstawać nawet do prania.